Zastanawiam się ostatnio nad „kiedyś i dziś” w kontekście słowa „healthism”. Znaczenie wyjaśniam w drugiej części tekstu. Kwestię healthismu poruszymy też podczas Spotkań Dużej Wagi (grupie wsparcia na żywo – sprawdź!)

Z jednej strony mamy teraz modę na zdrowy styl życia, w tym znacznie lepszy dostęp do edukacji. Wiedza dietetyczna i każda inna jest łatwo dostępna, jednak coraz więcej ludzi miota się w życiu. Mamy więcej rozwodów, depresji, chorób wszelakich w tym dietozależnych oraz otyłości (w 1975 roku było 11 milionów dzieci i młodzieży chorującej na otyłość dziś statystyki mówią o 124 milionach!)

Przed i po…

Myslę sobie o tym, że moi rodzice nie musieli sprawdzać podczas zakupów czy masło to faktycznie masło, a nie np. jakiś miks go tylko udający. Nie było #superfoods jak #komosa ryżowa czy #awokado ale też niewiele gotowej – przetworzonej żywności. Normalnym było to, że gotowanie to istotna część domowych obowiązków. Do szkoły długo nosiłam swoje kanapki (drożdżówki zaczęły się w liceum). Opcja kupienia gotowej sałatki do obiadu czy mrożonej pizzy w moim dzieciństwie była mało popularna. Opcja zamówienia sobie jedzenia z dostawą w ogóle nie istniała (przynajmniej w mojej małej miejscowości). Równowaga między pracą, szkołą a życiem domowym/podwórkowym wydawała się lepiej zachowana i chociaż nikt aż tak bardzo nie skupiał się na co dzień na zdrowiu wydaje się, że było jakoś lepiej, przynajmniej w kwestii takiej „zdrowej codzienności”, jakości jedzenia, balansu.

Pamiętam jak w domu zaczęły pojawiać się książki typu „Żywność Twój cudowny lek”. Jako nastolatka czytałam z żywym zainteresowaniem o doniesieniach amerykańskich naukowców np. o wielkiej wadze suplementacji. Dziś jestem nieco bardziej krytyczna do tych wszystkich doniesień zza oceanu. Wtedy to były dopiero początki „healthismu” w Polsce, który dziś jest o wiele bardziej intensywny (może tym jest komentowanie zawartości koszyków obcych ludzi w sklepie spożywczym? – przepraszam… znów nawiązuję do słynnej trenerki :))

Trzęsiemy się nad rozkładem mikro i makroskładników, wybieramy to, co najlepsze. Zamawiamy przez internet proszki, kapsułki. To co jemy praktycznie wyznacza naszą tożsamość.

„Współczesne pokolenie młodych ludzi to generacja narcystyczna. Milenialsi, wychowywani w poczuciu pielęgnowania indywidualizmu i egocentryzmu, jednocześnie są pokoleniem społeczeństwa ryzyka wypływającego z nowoczesności. Zewsząd słyszą, że wszystko, także żywność, jest zanieczyszczone, że muszą się suplementować, bo ziemia jest wyjałowiona ze wszystkich składników odżywczych. Zalewani są informacjami, że geny nie mają większego znaczenia, bo tak naprawdę oni sami są odpowiedzialni za swoje zdrowie i życie. Nie tylko sami czują tę odpowiedzialność, ale też społeczeństwo wytyka im każde najdrobniejsze przewinienie: „Insulinooporność to twoja wina, chcesz być zdrowa – stosuj dietę i katuj się w siłowni”, „Masz hashimoto – naucz się radzić sobie ze stresem”. Młodzi, trochę w panice, trochę na oślep, ale zawsze z nadzieją, że mogą się uratować przez zatrutym światem, rzucają się na coraz bardziej wymyślne diety. Dieta to dziś ważny projekt realizacji samego siebie” E. Klepacja – Gryz

Kult zdrowia, nowa świadomość zdrowotna?

Kult zdrowia – „Healthism” to zjawisko obserwowane w ciągu ostatnich dekad w społeczeństwach krajów zachodnich. Jest szczególnym rodzajem koncentracji na zdrowiu, które stanowi podstawę definiowania i osiągania dobrostanu, a jednostka może je sobie zapewnić przez zmianę stylu życia.

Po raz pierwszy terminu „healthism” w 1980 r. użył Robert Crawford. Określił w ten sposób ideologię stanowiącą ważny aspekt „nowej świadomości zdrowotnej” i ruchów zdrowotnych w społeczeństwie amerykańskim w latach siedemdziesiątych.” Istotna w tym „iźmie” jest koncepcja odpowiedzialności indywidualnej, czyli pogląd, że zdrowie jednostki zależy od podejmowanych przez nią starań. I o ile brzmi to bardzo sensownie, nowocześnie, coachingowo to żaden kult nie jest do końca zdrowy. Nawet kult zdrowia :).

Wyznawanie poglądu, że zdrowie jest bardziej znaczące niż wszystkie inne wartości, a jego osiągnięcie jest głównym celem życia może być podłożem do rozwoju zaburzeń… chorób. Taki paradoks! Osoby nadmiernie skupione na zdrowiu tracą zainteresowanie innymi dziedzinami życia, relacjami itp. Stają się czasem nieznośnie dla otoczenia. Długo mogą nie widzieć problemu.

„Prawdę mówiąc, zjedzenie powoli i z przyjemnością czekoladowego brownie przyniesie twojemu ciału więcej dobra niż obgryzanie pałeczek selera, gdy czujesz się poszkodowana i obrażona” dr med. Christian Northrup

„W tym wszystkim dobrze jest jednak pamiętać o równowadze, o smaku, o przyjemności, o szczęściu, o wolności. (…) czasami bardziej od croissanta z czekoladą i dużej latte spożytych z uśmiechem na twarzy (i bez poczucia winy) może nam zaszkodzić kolejny zielony szejk wypity pod kontrolą.”  Karolina i Maciej Szaciłło

Co Ty myślisz na ten temat? 🙂